Chciałoby się pojechać na motocyklach pomyśleliśmy pewnego dnia. No tak, tylko, że to w pewnych kwestiach znaczne ograniczenie. Motocykle się same się przecież same nie przygotują, nie będą serwisować po drodze, a bak też ma opory, żeby się samemu napełnić.
Z drugiej strony czy jest lepszy środek transportu pozwalający na tak swobodne przemieszczanie się? Nie ma, no chyba, że rower, tyle, że dobrze było by wrócić przed końcem kadencji Magdy Ogórek (sic!), a poza tym Laura odkryła, że w rowerze nie ma gazu, sprzęgła i lusterek. Jak jechać bez lusterek? :)
Rozsądnie byłoby zaprząc dwa egzemplarze tego samego modelu. No właśnie, z góry odrzuciliśmy możliwość jazdy na jednym motocyklu. Mamy już niemałe doświadczenie we wspólnych wyjazdach na jednej kanapie i choć zalet takiego rozwiązania jest wiele, to w jeździe w pojedynkę zdecydowanie więcej. Począwszy od komfortu własnych czterech liter po możliwość kontynuowania podróży w przypadku awarii unieruchamiającej jeden motocykl.
Pojemność i moc
Jak najmniej, a jednocześnie tyle, żeby pod górę motocykl wjeżdżał sam. No i nie mówimy tu o górze pokroju Gubałówki. Lekka 250-tka o mocy powyżej 25KM powinna dawać radę. No przynajmniej pod Laurą i jej kosmetyczką.
Dla mnie to w sumie wszystko jedno, na jaki motocykl bym nie wsiadł to wyglądam, jak na dziecięcym rowerku.
Ponadto nie spieszy nam się, nie musimy trzymać przelotowych 130km/h.
Dodać wypada, że po motocykl nie wybieraliśmy się do salonu.
Prawie, że enduro
Drogą eliminacji padło na Hondę NX 250 Dominator. Bo lekka, bo ekonomiczna, bo rozsądna, bo weźmie bagaż, bo trwala, bo wystarczająco mocna, lista jest długa. Ma tylko jeden minus - jest prawie, że niedostępna, przynajmniej w Polsce. Wiadomo, u nas nie po to się prawko robi, że jakąś pierdziawką jeździć. A taką pojemnością to sobie można co najwyżej pole zaorać w promieniu kilku kilometrów od domu. Co nie Janusz?
Jak na złość na jesieni nasi zachodni sąsiedzi też pochowali sprzęty głęboko do swoich piwnic. Po kilku miesiącach czajenia się na ogłoszenia wywnioskowałem, że prędzej Laura zda prawko, niż ja znajdę dwa egzemplarze w sensownym stanie.
Pomimo, że moja poczciwa F650 miała już przypięta łatę - do sprzedaży po zimie, to spojrzałem jej jeszcze raz głęboko w oczy. Przewiozła nas bez zająknięcia przez 40 000km, swoje drugie 40 000km od czasu jak jakiś szkot wyturlał się nią z salonu, to dlaczego miałaby nie pojechać dalej? Licznik ma w milach i do jego wyzerowania przy100 000 to jeszcze trochę zostało. Poza tym co może mnie w niej zaskoczyć? Chyba tylko “guma”, bo przez 4 lata jej użytkowania nigdy nam się to nie przytrafiło.
Na 4 kółkach, a właściwie 2x2
8.5.15